W roli przewodnika po naszych piosenkach najlepiej sprawdzają się same piosenki. Czasem o nas, ale staramy się nie przesadzać z autobiografią.
Dość długo trzymaliśmy wiele z nich w szufladach. Pisaliśmy i graliśmy je sobie i muzom.
Czym innym jest granie w kręgu przyjaciół, a czym innym oddanie piosenki w nieznane ręce. Szczególnie kiedy to piosenka osobista.
Przekonał nas „Czarny pies” - utwór o naszym psie adoptowanym ze schroniska w Milanówku, ale też o losie innych psów, którym na razie się nie udało lub nie po drodze im z adopcją.
Zagraliśmy go podczas dnia otwartego w schronisku, dziękując za naszego psa, i zdecydowaliśmy, żeby od czasu do czasu grać nie tylko sobie i muzom.
Koncertujemy sporadycznie. Nie tylko dlatego, że zawodowe życie - poza piosenkami - nas tak absorbuje.
Wybieramy zaprzyjaźnione, ciekawe miejsca spotkań.
Piszemy kolejne piosenki.
Dobrze, jeśli na krawędzi dnia uda się nagrać coś domowym sumptem.
Od czasu do czasu.
Dzień w dzień wygląda tak:
Pod górkę, pod górkę toczymy swą kulkę,
Pod górkę i z górki ucieka nam.
Oglądasz zdjęcia i płaczesz,
Że kiedyś było inaczej,
A przecież wtedy tak samo:
Pod górkę, pod górkę toczyłaś swą kulkę,
Pod górkę i z górki uciekała wam.
Jest taki film o świstaku i dniach,
Ten zagubiony pomiędzy to ja.
I tylko pędzę, pędzę, pędzę
I dokąd pędzę, pędzę, pędzę?
I po co pędzę, pędzę, pędzę?
Potrzymaj mnie za rękę.
Posłucham Turnaua, też pewnie pędzi,
Ale pod ochroną poezyji,
Że naprawdę nigdy nic się nie dzieje,
Cichosza na Brackiej i światłocienie.
Może się nauczę grać na pianinie?
LOVE wyhaftuję na gobelinie,
Znajdą to i potem ktoś się popłacze,
Że kiedyś to było całkiem inaczej,
A przecież…
Do góry, do przodu dzień świstaka i ja,
I dlatego śpiewam tak.
W imię róży
Ty rozśmieszaj mnie codziennie,
Jakbyś chciał zbudować most,
Którym przejdę, tam gdzie zechcę,
Którym przejdę tam, gdzie muszę,
Ale potem przecież wrócę,
Bo to jest solidny most.
Tak bym chciała też to umieć
- cię rozśmieszać i rozumieć
I na potem to zachować,
Jeśli trzeba – zawekować
I otworzyć, kiedy ciemno
Jak witaminowy szot.
Na uśmiechu jak na łódce
Przepłyniemy jeszcze rok,
Choć przecieka tu i ówdzie,
Martwić się będziemy później,
Zobacz, księżyc jak rogalik,
Chociaż czarna, czarna noc.
Ty dałeś mi różę i chcę ją pamiętać,
Jej imię, uśmiech.
Zachowam ją, zatrzymam ją...
We wtorek na brzegu
Dzisiaj wtorek, zaraz staniesz na brzegu,
masz swój worek, a w tym worku trzymasz szpiegów,
jakieś rzeczy źle zrobione, jakieś słowa niepowiedziane,
czas się rozstać tu we wtorek nad ranem.
Zaraz wszystko ukołysze się, wszystko ukołysze się w łodzi.
Jakieś strachy, stare graty, zażalenia
wrzuć na pokład, tylko nie mów „do widzenia”,
brak pamięci, żeby wszystko to przetworzyć,
popchnij mocno i uciekaj trochę pożyć.
Zaraz wszystko ukołysze się, wszystko ukołysze się w łodzi.
Jeśli fale to wyrzucą w jakiś czwartek, trochę się boję,
czy ty spojrzysz i zawołasz - to nie moje, już nie moje!
Teraz wszystko ukołysze się, wszystko ukołysze się w łodzi.
Zachowam ją, zatrzymam ją...
na 4
ak drzewo pośród innych drzew ciągnę w górę, prosto trzymam się,
nie przeszkadza mi, że tak wielu ich, bo ten tłum lasem się nazywa.
Jak ryba pośród innych ryb, tak chyba właśnie miało być,
że prowadzi mnie ławica, z nimi jestem, bez nich całkiem znikam.
Nie idź z przodu, bo samotnie czuję się, nie idź z tyłu, bo źle poprowadzę cię,
idźmy razem ramię w ramię, wspólny takt, cztery ręce, czworo oczu, jeden świat.
A z tobą chciałabym przycupnąć pod tym drzewem, patrzeć w nasze jutro, w nasze wczoraj,
zebrać wszystko w jedną księgę napisaną wierszem.
I jeszcze chciałabym napisać te słowa, włożyć je w butelkę,
niech ławica je popycha w twoją stronę - otwórz i przeczytaj.
Na cztery ręce grajmy, na czworo oczu patrzmy, na czworo uszu słuchajmy.